Portale społecznościowe tworzą dziś świat konkurencyjny wobec realnego. Najbardziej popularny z nich, Facebook, ma na świecie kilka milionów użytkowników. Facebookowa wspólnota organizuje się na wzór społeczności z przestrzeni rzeczywistej – tworzy specyficzny dla siebie kod komunikacyjny, zamknięte grupy. Jakkolwiek może to być trudne, trzeba przyjąć fakt dużego znaczenia Facebooka w naszym życiu ze wszystkimi jego konsekwencjami – także tymi prawnymi.
Za pośrednictwem najsłynniejszego portalu społecznościowego można nawiązywać i podtrzymywać znajomości, deklarować poparcie dla ważnych akcji i komentować bieżące wydarzenia. Przekonani o pewnej anonimowości takich działań, zapominamy czasem, że to, co dzieje się na Facebooku może mieć przełożenie na rzeczywistość.
Nieczyste sumienie i podejrzana przeszłość
W sprawach, które toczą się przed sądem, coraz częściej pojawia się kontekst Facebooka. Portal okazuje się wyjątkowo bogatym źródłem kompromitujących wpisów, komentarzy i zdjęć. Sprawy rozwodowe i karne ciągnęłyby się może dłużej, gdyby zabrakło w nich odpowiednio obciążającego materiału dowodowego. O ten z Facebooka jest ostatnio najłatwiej. Klasykiem w sprawach rozwodowych są zdjęcia dokumentujące lub sugerujące zdradę.
Niewierni małżonkowie są czasem zdania, że wykluczenie odpowiednich osób z listy tych, którym udostępnia się fotografie, to wystarczające zabezpieczenie przed ujawnieniem romansu. O tym, że trudno ukryć niewygodną prawdę, przekonały się strony pewnego konfliktu w Stanach Zjednoczonych – sąd zarządził udostępnienie hasła do portalu jednej z nich dla drugiej.
Okazuje się, że Facebook nie jest bezpiecznym miejscem dla tych, którzy mają coś do ukrycia. Allan O’Neill nie zdecydował się na rozwód z żoną, kiedy wspólnie postanowili się rozstać. Nie przeszkodziło mu to jednak wziąć po pewnym czasie kolejnego ślubu. Pierwsza żona prawdopodobnie nie dowiedziałaby się o swojej następczyni, gdyby Facebook nie zasugerował jej zawarcia znajomości z panią O’Neill. Świeżo poślubiona kobieta pochwaliła się na portalu zdjęciami z ceremonii, które udostępniono wkrótce na szerszą skalę – prokuraturze.
Lubię to?
Sposób na kłopoty w sądzie przez Facebooka to nie tylko zamieszczanie kompromitujących zdjęć i komentarzy. Z portalem i dostępem do niego wiążą się też dylematy dotyczące prywatności i możliwości, jakie oferuje on swoim najmłodszym użytkownikom.
Matka pewnego nastolatka z Arkansas przedziwnie zinterpretowała swoje obowiązki rodzicielskie. Włamała się na facebookowy profil syna, zamieściła kilka kompromitujących postów i zmieniła hasło. Kochające dziecko nie zawahało się złożyć przeciwko niej pozwu.
Sądy interesują się też niekiedy samym Facebookiem – np. aplikacjami, nad którymi nie ma pełnej kontroli i które udostępnia dzieciom. Glynnis Bohannon z Arizony pozwała portal za to, że jej nieletni syn, mogąc korzystać z Credits, wirtualnej waluty, kupował dzięki niej dodatki do gier. Facebook broni się, twierdząc, że dzieci mogą korzystać z Facebook Credits tylko pod opieką dorosłych. Zdaniem oburzonej matki, rozrzutny syn nie miał jednak pojęcia, że urozmaicając gry, wydaje prawdziwe pieniądze z jej karty kredytowej.
Wirtualny świat jest podobny do rzeczywistego – niedoskonały i pełen pułapek. Pamiętając o ostrożności w publikowaniu treści na Facebooku, nie zapominajmy jednak, że prawdziwą gwarancją uniknięcia problemów jest czyste sumienie.
~ASZ
Źródła: newsfix.pl, deser.pl, interaktywnie.com, chip.pl