Wśród osób od kilku miesięcy poszukujących pracy krąży pewna anegdota: Do szefa przychodzi rekruter i zostawia mu na stole stos CV. Szef bierze do ręki wszystkie aplikacje, po czym dzieli stos na trzy części. Jedną z nich wrzuca do kosza, drugą do niszczarki papieru, a trzecią odkłada spokojnie na biurko. – Ale szefie, wszystkie te osoby posiadają kwalifikacje na stanowisko z ogłoszenia… – próbuje protestować dobroduszny rekrurter. – Tak, ale nie potrzebujemy pechowców – odpowiada szef.
Ile prawdy jest w tej anegdocie – trudno zgadnąć. Jedno jest jednak pewne. Aby znaleźć dziś pracę w znanej, dużej i dobrze prosperującej firmie – trzeba mieć spore szczęście. Większość wysyłanych do działów rekrutacji CV oraz listów motywacyjnych nigdy nie były i nie zostaną przeczytane.
Co za dużo, to niezdrowo
Dziś chyba jedynie przedsiębiorstwa zajmujące się pośrednictwem pracy otwierają i kategoryzują każdy nadesłany pakiet aplikacyjny. W większości firm jednak, w których proces rekrutacji odbywa się wewnętrznie i wykonują go przydzielone do tego odgórnie osoby, nikt nie czyta dwustu nadesłanych w ciągu jednego dnia wiadomości. Z reguły otwierane jest kilka pierwszych. Gdy kandydaci spełniają warunki zamieszczone w ogłoszeniu, zapraszani są na rozmowę kwalifikacyjną. Dlaczego tylko oni?
Zobacz: „Kariera seniora” >>
Prawdopodobnie jeden z nich okaże się odpowiednim kandydatem. Poszukujący zatrudnienia ludzie często w kacie desperacji wysyłają swoje dokumenty aplikacyjne na stanowiska, które w normalnym stanie rzeczy nie powinny wzbudzić w nich zainteresowania. I nie chodzi jedynie o tych, którzy nie posiadają dostatecznych kwalifikacji. Stąd frustracja osób z wyższym wykształceniem, którzy odpowiadając na ogłoszenie dotyczące posady sprzedawcy rowerów nie otrzymują nawet informacji zwrotnej. Najzwyczajniej w świecie posiadają za wysokie kompetencje.
Sztuczki poszukiwaczy szczęścia
Jak zatem dostać się do tej ścisłej czołówki, wytypowanej liczby zaproszonych na spotkanie rekrutacyjne? Desperacja matką wynalazków – chciałoby się rzec. Na forach internetowych znaleźć można mnóstwo rad, które są podobno skuteczną receptą na zdobycie swojej szansy.
Zobacz: Globalny kryzys rynku pracy >>
Pierwszą z nich jest sprawdzanie, czy rzeczywiście przesłana aplikacja została otworzona i przeczytana. Służą do tego aplikacje internetowe, za pośrednictwem których (i za niewielką opłatą) można w bardzo prosty sposób monitorować losy swojej przesyłki. Drugi niezawodny sposób to wysyłanie aplikacji około 9 rano we wtorki, środy i czwartki. Podobno wtedy nasze jest „na wierzchu”. Co więcej panuje przekonanie, że w poniedziałki rekruterzy żyją wspomnieniem weekendu, więc wiadomości nie czytają, a w piątek żyją już tylko myślą o 48-godzinnej labie. Zatem także nie interesuje ich natłok treści w ich skrzynkach mailowych. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo.
Zakamuflowany kandydat
Innym sposobem na wzbudzenie zaciekawienia rekruatera jest przesłanie niebanalnego, kreatywnego, szalonego CV i poetycko napisanego listu motywacyjnego. O ile zabieg taki ma rację bytu w momencie, kiedy staramy się o posadę grafika, copywritera czy project managera, to aplikując na stanowisko księgowego lepiej nie robić ze swojej aplikacji dzieła pop-artu. Warto jednak nadać swojej wiadomości wyróżniający ją tytuł i sprowokować w ten sposób do przeczytania przesłanych dokumentów.
Niektórzy kandydaci oprócz przesyłania kreatywnych aplikacji, starają się także ukryć fakt, że piszą w sprawie pracy. Maile o tytułach: „Propozycja współpracy” niekoniecznie komunikują przecież, że chodzi o zarobek. Wydaje się raczej, że firmie przydarzył się klient lub chcący podjąć współpracę kontrahent. Nic bardziej mylnego. Po przeczytaniu dokumentów okazuje się bowiem, że to CV i LM!
Zobacz: Idzie klęska bezrobocia? >>
Każda z poszukujących pracę osób – których z powodu kryzysu coraz więcej na europejskim rynku – w pewnym momencie przechodzi kryzys własnej przydatności zawodowej. To całkiem normalne i chwalebne, że większość z nich nie poddaje się i wpada na kreatywne, coraz to nowe sposoby zainteresowania swoją aplikacją pracodawcy. Być może nie da się odwrócić kiepskiej sytuacji gospodarczej i pogłębiającego się bezrobocia, ale zawsze można liczyć na to, że to właśnie nasze CV pozostanie w trzecim, odłożonym na biurko przyszłego szefa pakiecie.
~KW